wtorek, 20 grudnia 2016

Zabawy w gimnazjum. "Wymiękasz"?

Sugerowałam w jednym z poprzednich postów, że w gimnazjum sporo się dzieje. Zwłaszcza w temacie erotyki. Wspominałam między innymi o „słoneczku” i „kamiennych twarzach”. Pisałam też, że media przesadzają – bo opisywane zasady są chyba fantazją redaktorów – coś na zasadzie „dzwoni w jakimś kościele, ale nie wiem którym”.  

Dlatego postanowiłam przybliżyć zabawy, o których słyszałam lub które widziałam w moim gimnazjum. Będę raz na jakiś czas opisywała jedną z zabaw – wyjdzie z tego pewnie kilkanaście postów. Przy opisie każdej zabawy podam również informację, czy zdarzyło mi się kiedyś brać w niej (aktywny bądź pasywny) udział.

Warto jednak na samym początku wyjaśnić jedną rzecz. Kilka lat temu media obiegły informację o tym, jak to w gimnazjum praktycznie wszyscy bawią się w „słoneczko”. I jak to dziewczyny po takich zabawach zachodziły w ciążę.

Takie opowiadania można włożyć między bajki. Faktem jest, że zdarzały się „słoneczka” – ale nie jest to zabawa popularna. Gimnazjalistki wcale chętnie nie rozkładają nóg, chłopcy wcale nie są na tyle doświadczeni, żeby wytrzymać bzykanie się z kilkoma kobietami jedna po drugiej. Gimnazjaliści są w tej chwili uświadamiani co do zagrożeń związanych z seksem a przy obecnym dostępie do gumek przypadki ciąży są naprawdę sporadyczne. Wystarczy dodać, że w trakcie mojej nauki żadna z dziewczyn nie zaszła w ciążę – a dostęp do prezerwatyw był trochę cięższy.


Nie zapominajmy też o innej rzeczy: każdy (zwłaszcza niepewny swoich umiejętności) ceni prywatność. Nie znam nikogo, kto swój pierwszy raz chciał przeżyć z publicznością. Dziewczyny cenią prywatność – zdarzają się co najwyżej połączenia par. Nie ma więc zabaw pt. seks grupowy – przynajmniej w szkole. Co innego gdy w głowie wszystkim szumi alkohol – ale nawet wtedy potrzeba odpowiednich warunków. Dlatego tego typu zabawy były naprawdę bardzo rzadkie – w praktyce tylko na wycieczkach wyjazdowych.

Opis warto zacząć od chyba najpopularniejszej zabawy – „Wymiękasz?”.

Zacznijmy od zasad. Dwoje uczestników staje naprzeciwko siebie. Każde wykonuje wymyśloną ruch dotyczący drugiej osoby . Początkowo jest to ściąganie kolejnych elementów ubioru, dotykanie części ciała. Po zakończeniu ruchu pałeczkę przejmuje przeciwnik. „Przegrywa” osoba, która wypowie słowo „Wymiękam”. Wtedy zabawa się kończy.

Nietrudno się domyśleć, że odważniejsi nie kończą na macaniu piersi czy penisa. Palcówka? Lodzik? Seks? Jeśli gra sie rozpoczęła, to chyba częściej kończyło się w ten sposób niż hasłem „wymiękam”. Wiele osób właśnie w ten sposób straciło dziewictwo.

Dlaczego zabawa była (i pewnie jest) bardzo popularna? Moim zdaniem z kilku powodów: 

1. Stosunkowo proste zakończenie zabawy,
Jeśli w jakimkolwiek momencie stwierdzimy, że ktoś posuwa się za daleko – wystarczy słowo.
2. Prywatność
Jest to najczęściej zabawa 1+1. Bez widowni. Nawet jeśli bywa połączona (na przykład z „butelką” – która wskazuje uczestników) to zabawa odbywa się w 2 osoby w oddzielnym pomieszczeniu.
3. Możliwość pobawienia się z kimś kto nas kręci,
„Wymiękasz” to w zasadzie wyzwanie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyzwać kogoś, kto nam się podoba. Idealne narzędzie dla nieśmiałych, ale przez to bywało nadużywane. Osoby mniej atrakcyjne najczęściej po pytaniu „Wymiękasz?” słyszały odpowiedź „Tak, wymiękam”.
4. Niezależność od płci,
W grę mogły bawić się osoby tej samej płci (choć nie słyszałam nigdy o dwóch facetach).


Co na temat zabawy mówią media?

Niewiele – a jeśli już ją przedstawiają, to najczęściej ugrzecznioną wersję ograniczoną do dotykania się nawzajem. Według mediów uczestnicy startują rozebrani. Widocznie jest to bardziej medialne.

Na koniec obiecałam odpowiedzieć, czy zdarzyło mi się uczestniczyć w tej grze. I tutaj bez wstydu odpowiem: oczywiście. Powiem więcej – do teraz zdarza mi się czasami zaproponować tą zabawę (choć oczywiście już nie gimnazjalistom ;) ). 

Tutaj mała wskazówka – niezależnie od tego czy jesteście w związku, czy macie relację FF, czy cokolwiek innego. Jeśli brakuje wam odwagi aby zaproponować coś na co macie ochotę (albo boicie się wystraszyć partnera) – ta zabawa jest dla was.  Jeśli druga osoba nie wymięka, też ma na to ochotę. A jeśli wymięknie, możecie odpowiedzieć, że też nie chcieliście tego – ale zależało wam na wygranej w grze :).

Ps. Jeśli interesują Was inne zabawy, dajcie znać - nie wiem czy takie - bądź co bądź historyczne - tematy Was interesują. Napiszcie do mnie maila lub zostawcie komentarz. Dzięki!

2 komentarze:

  1. Postanowiłem po przeczytaniu wszystkich wpisów skomentować blog. Akurat nie znałem ostatniego. Chyba mam kilka lat mniej. My się bawiliśmy w chowanego-macanego. Kto nie Ch chciał to nie grał. Kto chciał 1+1 to chował się z kimś. Częściej jednak wieksza grupa chowała się wspólnie. W piwnicy. Ciemnej piwnicy. Nic nie było widać. Było za to dużo słychać.
    Co by jednak nie było to nazwa zobowiazywała. Szukający szukał schowanych. Nie było to trudne. W owej piwnicy oczywiście określał konkretne osoby po głosie.
    Szedł ich zaklepać w określonym miejscu po czym wracał, najczęściej do piwnicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. O blogu. Ciężko znaleźć w internetach taki blog. Po prostu ciekawy. Ciekawy bo lubię dowiadywać się co myślą inni i dla siebie widząc podobieństwa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń