niedziela, 18 grudnia 2016

Fucking Friends, Fuck Buddies

Oglądaliście film “Friends with Benefits” z Justinem Timberlake'iem i Milą Kunis?
Para przyjaciół, która spotyka się tylko w jednym celu. Model próbowany przez wielu, marzy się pewnie jeszcze większej ilości osób.

Czy możliwy? Moim zdaniem na dłuższą metę nie. Co pokazuje również wspomniany w pierwszym akapicie film.
Uwaga: Oczywiście nie neguję intencji i tego że wiele osób spotyka się w takim modelu. Dla mnie nie jest to model obcy i zasadniczo jest przeze mnie pożądany.

Na początek stawiam tezę:
Fucking friends, fuck buddy czy jakkolwiek tego nie określimy nie mają na dłuższą metę sensu.

I poniżej postaram się ją obronić.


Punkt pierwszy: Ktoś obcy.
Dziewczyna poznaje faceta. W klubie, na czacie, na portalu, lub po prostu “gdzieś”. Albo facet poznaje dziewczynę. Rozmowa się klei, słowo za słowem, gest za gestem, uśmiech za uśmiechem i lądują w łóżku. Na stole. Przy ścianie. W łazience. Gdziekolwiek.  Po zakończeniu opcje są dwie:

  1. Jeśli druga osoba była beznadziejna, na tym razie się kończy (chyba, że urzekła nas osoba - ale w takim przypadku nie ma co mówić o relacji typu FF a o próbie budowania innej relacji i przywiązania się do kogoś),.
  2. Jeśli było cudownie, albo przynajmniej fajnie - kontunuujemy relację.


Opcja 2 jest niestety chwilowa - bo im częściej się spotkacie tym bardziej się poznajecie. Tym więcej was łączy, i więcej was dzieli.


Ktoś może powiedzieć: “Ale zaraz zaraz, przecież w relacji FF nie chodzi o rozmowę i wyrażanie poglądów”. A ja odpowiem za gówno prawda. Nie da się prowadzić takiej relacji bez rozmów, bez świadomego i podświadomego oceniania, bez obserwowania, bez reagowania.

Poza tym przeszkadzać nam lub spodobać się mogą się nie tylko poglądy parnera/partnerki. Spotykałam się na przykład z facetem, który w cudowny sposób sie śmiał. Po prostu. I w pewnym momencie chciałam słyszeć ten śmiech jak najczęściej - seks stał się tylko pretekstem do spotkania - a nie tak miało być.
Inny przykład? Facet, który czuł się w moim towarzystwie zbyt swobodnie. Kolejnego nie interesowała za bardzo antykoncepcja (o tym napiszę kiedyś szerzej).

Pamiętajcie - przebywając z kimś poznajecie go - nieważne czy rozmawiacie, czy się bzykacie.

Po kilku spotkaniach, jeśli FF cię za bardzo wkurza, niezależnie od jakości seksu kończysz relację.
A co jeśli Cię nie wkurza? Cóż, w tym przypadku te drobne rzeczy prowadzą do przywiązania. W chwili gdy nie idziesz do FF na seks, przechodzimy w relację zbliżoną do przyjacielskiej. Ciężko wtedy zrezygnować z seksu - wspólny bagaż erotyczny który za sobą ciągniecie będzie kierował was w stronę łóżka. Masz więc znajomego/przyjaciela, z którym uprawiasz seks (czyli model opisany w punkcie drugim). Jeśli myślisz, że jesteś w stanie obronić się przed przejściem na ten poziom, to jesteś w błędzie.

Punkt drugi: Znajomy/Przyjaciel.
Relacja FF z kimś znajomym jest moim zdaniem dużo cięższa. Dla większości osób pozostaje niespełnioną fantazją, a Ci którzy zdobyli się na zaproponowanie takiego urozmaicenia mieli we krwi trochę promili. Pozostali dali ponieść się chwili.

Załóżmy, że niezależnie od okoliczności para ląduje w łóżku. Ciąg dalszy znacie z punktu pierwszego - na stole, przy ścianie, w łazience. Gdziekolwiek.  I znowu
opcje są dwie:

  1. Co jeśli druga osoba była beznadziejna? Relacja FF nie ma wtedy racji bytu, a pewnie w większości przypadków będzie można mówić o zakończeniu jakichkolwiek relacji.
  2. Jeśli było cudownie, albo przynajmniej fajnie - kontunuujemy relację.

I niby opcja druga jest cudowna, bo co może się stać?
Znajomy (albo lepiej Przyjaciel) z którym jest cudownie w łóżku. Partner erotyczny, który jest przyjacielem. Widzicie podobieństwo do innej roli w życiu? Partner życiowy? Mąż? Żona?

Trochę to naciągane - wiem, bo to mimo wszystko nie to samo. Ale linia oddzielająca pomiędzy tymi rolami jest bardzo delikatna i bardzo łatwo ją przekroczyć.

Miałam w życiu kilku FF z którymi spotykałam się regularnie. Relacje kończyłam głównie ja, ale widziałam groźne symptomy zarówno u mnie jak i u mojego “przyjaciela”. Tylko ja - w odróżnieniu od tamtych facetów - potrafiłam zachować zimną krew/zdrowy rozsądek/pierwotne postanowienie czy jakkolwiek tego nie określimy. Bo nie widziałam wtedy wartości dodanej w relacji typu "związek". Monogamia i przywiązanie do jednego faceta nie jest - przynajmniej na tym etapie w życiu - dla mnie atrakcyjne.

Nie każdy ma jednak takie podejście (co oczywiście szanuję) - koleżanka również miała taką relację. U niej skończyło się ślubem a potem rozwodem. Ona określa to początkowo ewolucją relacji, ja mówiłam od początku o braku rozsądku i złamaniu pierwotnych założeń.

Relacja FF ma sens. Ale tylko przez miesiąc, kilka miesięcy, pół roku. Czasami dłużej - trzeba jednak dokładnie obserwować siebie i przyjaciółkę/przyjaciela. Bo może to doprowadzić do czegoś, o co wcale nam nie chodziło.

Potem nic nie stoi na przeszkodzie, aby znaleźć kogoś nowego.

Ps. W analizie nie brałam pod uwagi tego, że jedna ze stron w pewnym momencie może poznać kogoś innego lub kogoś innego szukać. Zazdrość, uczucie zdrady i spadek poczucia własnej wartości gwarantowany - sprawdziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz