"Stary, poznałem laskę. Jest nimfomanką, ale poszalejemy!".
No właśnie nie.
Przynajmniej u mnie - bo to, że jestem - przyjmijmy umownie - nimfomanką, nie znaczy, że jestem łatwa i sypiam z kim popadnie.
Od czasu gdy założyłam blog dostałam kilka wiadomości i e-maili od facetów, którzy najwyraźniej nie rozumieją tego, że ściągnięcie mi majtek wcale nie musi być prostsze od ściągnięcnia ich komukolwiek innemu.
Nie jestem dziwką. A to, że gardzę seksem za pieniądze nie jest równoznaczne z tym, że wystarczy zadzwonić/napisać a dostanie się wszystko bez wysiłku i pieniędzy. I nie chodzi tutaj o pieniądze (bo co do zasady, gdy ktoś mi proponuje pieniądze to uruwam jakiekolwiek kontakty), tylko o brak wysiłku.
Jestem kobietą. Jestem świadoma swoich potrzeb, oceniam ludzi pod kątem atrakcyjności seksualnej. Mam fantazje, które lubię spełniać. Jestem trochę zboczona. Ale jestem kobietą - i trzeba się o mnie postarać. Nie wystarczy jedno zdanie. Nie wystarczy propozycja.
Co więcej, spotkanie - jeśli do niego dojdzie - nie jest równoznaczne z tym, że kiedykolwiek wyląduje w moim łóżku.
Nimfomanka nie musi być łatwa. Wbrew temu o czym przekonana jest większość facetów.
Za to wybrani, którzy wylądują ze mną (lub kimś takim jak ja) w łóżku, mogą spodziewać się otwartości, finezji i tego, że łatwo o tym nie zapomną.
Dziś miało być krótko i jest krótko ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz